2014-10-15

Bieszczady - Jawornik

Dzień pierwszy

Bieszczady przywitały nas mglistym, pochmurnym i niezbyt ciepłym dniem. Niedziela, w odróżnieniu do soboty, zapowiadała się mało ciekawie i nasze, nazwijmy to morale "wspinaczkowe" dość znacznie podupadło. No ale nic, plan jest planem, więc zostało się odpowiednio ubrać i w drogę.

Cel: Jawornik
Wejście: szlak zielony
Zejście: szlak żółty

Jawornik (Sękowa; 1021 m n.p.m.) – szczyt w bocznym grzbiecie pasma granicznego Bieszczadów Zachodnich, odbiegającym z Riabiej Skały na północ. Wznosi się 400 m ponad wsią Wetlina. W całości pokryty lasem bukowym. Wąska przełęcz (933 m n.p.m.) oddziela go od szczytu Paportnej.

W Bieszczadach znajduje się też inny szczyt o tej samej nazwie – Jawornik w paśmie połonin.

Piesze szlaki turystyczne[edytuj | edytuj kod]
szlak turystyczny żółty Wetlina Stare Sioło – Jawornik – Paportna – Riaba Skała
szlak turystyczny zielony Wetlina Kościół – Jawornik – Riaba Skała

http://mapa-turystyczna.pl/route/1vk

Zaparkowaliśmy obok przystanku PKS i zielonym szlakiem,początkowo asfaltówką, poszliśmy w górę. Po jakimś czasie netknęliśmy się tablice informacyjną, że teren objety jest ochroną i oczywiście przekreślony psi znaczek. No i zgłupieliśmy, bo z tego co sprawdzaliśmy, to szlak ten nie prowadzi przez park narodowy, ewentualnie zahacza o jego granice.
Różnie to wygląda w przypadku róznych map, ale Pańcio sprawdzał u źródła: Serwis Mapowy Bieszczadzkiego Parku Narodowego, więc postanowiliśmy kontunuować.

Podejście zielonym szlakiem w górę jest dość wymagające. Robiliśmy sporo krótkich przestojów,  żeby złapać oddech i żeby Nam Taurus chwilę odpoczął. Nie chcieliśmy go bardzo nadwyrężać. Jak na Doga Niemieckiego 7,5 roku to już sędziwy wiek i należy takich seniorów szanować ;)

!!! Pamiętajcie, żeby na tą trasę zabrać ze sobą wodę dla psiaków. Nie ma tam niestety żadnego strumyka, z którego czworonogi mogłyby korzystać.
Były za to jakieś kałuże i błoto na szczycie, w których Taurus się chętnie przechadzał i moczył fafle.


Sensi, ze względu na fakt, że lubi sobie wyskoczyć na boki tu i tam, była prowadzona na smyczy. Głównie ze względu jej myśliwskich zapędów i bardzo towarzyskiego charakterku. Nie chciałam, żeby puściła się za jakimś zwierzem, bo wtedy to sobie mogę wołać lub żeby pobiegła wylewnie przywitać się z kimś idącym tym samym szlakiem.


Na podejściu spotkaliśmy może ze dwie osoby. Schodząc kolejne dwie. I to by było na tyle. Mało uczęszczany chyba ten szlak. Pewnie dlatego, że nie jest tak malowniczy, nie ma rozległych widoków ze szczytu - głównie las. Na wyprawę z psami idealny :)

P.S. Ten szlaczek na lewej łydce, to gluty Taurusa ;) Dostaje się w pakiecie z dogiem ;)

Na szczycie słupek, informacje i to by było na tyle.
Nie potrafię sobie w tej chwili przypomnieć, jak długo szliśmy - jak mnie oświeci, to dopiszę.


Mieliśmy w planach dojść żółtym szlakiem na Rabią Skałę - szlak biegnie w granicy parku. Wyruszyliśmy więc w stronę Paportnej. Tu zaczęło robić się nieciekawie, temperatura spadła i dość gęsta mgła zeszła niżej.


Nie tylko wodę dla siebie i psiaków zabraliśmy. Prowiant w saszetce też był ;) to i była żebraczka.


Jedno z ulubionych => USZY! ;)


Pańcio się pokazał :) Sensi z męską częścią załogi.


Taurus z Błękitnych Wydm - 7,5 roku


No i znów pod górkę we mgle...


Z przerwami na fotki, picie i wyciągnięcie łap.


Grzybów było pełno... nie tych co trzeba ;)


Miętus...


Ze względu na pogodę zdecydowaliśmy sie skrócić trasę i zawróciliśmy. Kolejne fotki już ze szlaku żółtego w dół.
Niedaleko szczytu Jawornika jest niewielki punkt widokowy. Jednak nie było Nam dane uświadczyć widoczków - mgła.


Początkowo łagodne zejście, na końcowych odcinku robi się dość strome. W połączeniu z błotkiem stanowiło ciekawe wyzwanie.




Szlak żółty wychodzi na polanę i tam zrobilimy sobie przystanek. Między innymi, żeby wyczyścić buty z kilogramów błota, które mieliśmy okazję "zabrać na stopa" chwile przed wyjściem na polanę - nie dało się przejść, nie  taplając się prawie po kostki.


Taurus klapnął i postanowił odpocząć, a My mu w tym nie przeszkadzaliśmy. Widać już było, że chłopak ma pomału dość. I jakie mieliśmy zdziwko, jak odpowiedział na zaczepki gówniary :D Psy dostały głupawki i poszły...


Zeszło im tak z 10-15 minut.


Poniżej polany wchodzi się już na asfaltówkę, bezpośrednio do głównej drogi. Stamtąd mieliśmy chyba jakieś 3km do auta. Żeby oszczędzić sobie wątpliwej przyjemności człapania wzdłuż drogi, wymyślilismy sobie trasę po torach nieczynnej w tym miejscu bieszczadzkiej kolejki. W zimie biegnie tamtędy trasa biegowa dla narciarzy, więc chaszcze i drzewa były odpowiednio przycięte.


Torami doszliśmy do początku szlaku zielonego i tamtędy na przystanek PKS.

Żeby nie było tak nudno, to na koniec Sensi postanowiła podnieść Nam poziom adrenaliny. Podczas pakowania manatków do auta jędza puściła się za kotem, który wylazł z rowu. Szarpnęła tak mocno, że wyrwała się razem ze smyczą. I przez główną drogę! Kot pierwszy, ona za nim, Pańcia się drze, ale oczywiście to na nic. Na szczęście żaden zwierzak nie ucierpiał. Auta zwolniły widząc wyskakującego na drogę kota.
Zwierza wbiegły komuś na posesję - tak Sensi przywaliła w bramę, że się otworzyła. Kot się przecisnął dołem. I tyle ich widzieli. Tylko kurz i jazgot psów gospodarza. Wpakowałam się na podwórze i biegnę tego kota ratować, a zołzie manto sprawić, a ta znienacka wyskakuje wystraszona w moim kiedynku, a za nią gospodarz. Chyba się jej oberwało, bo biegła z podkulonym ogonem. W tej sytuacji uznałam jednak, że się jej należało.

Tak się akcja skończyła. Gospodarza przeprosiłam i wytłumaczyłam sytuację, a on skwitował to tylko uśmiechem. Ucieszył się, że znalazł się właściciel psa, bo on już ma trzy :)

No więc udałyśmy się w stronę auta - byście widzieli zadowolony pychol Sensi!!! No na bezczelnego dumna szła z siebie, jak paw! Ochrzan dostała, ale sie chyba zbytnio nim nie przejęła. W aucie zawinęła się w kłębek i spała.

W drodze powrotnej stanęliśmy na kolację - placek po beskidzku w "Niedźwiadku", o którym wspominałam w poprzednim poście. Jeśli będziecie w Wetlinie lub niedaleko, to naprawdę polecamy. Porcja dla konia za 16zł, porcja 1/2 dla normalnych 9zł.

Pozdrawiamy,
niedługo kolejne posty z Bieszczad ;)

Fotki z dzisiejszego posta i inne możecie obejrzeć na naszym FB w albumie: Bieszczady - Jesień 2014

Migawki z październikowego pobytu w Bieszczadach. 
Jawornik: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-jawornik.html
Połonina Wetlińska: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-poonina-wetlinska.html
Jasło: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-jaso.html
Tarnica: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-tarnica.html
Dwernik-Kamień http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-dwernik-kamien.html
Sine Wiry: http://sensitheamstuff.blogspot.cz/2014/10/bieszczady-sine-wiry.html

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę takiej wyprawy i nie mogę doczekać się kolejnych postów z Bieszczad. :)
    7,5 roku to piękny wiek dla doga. Jak Taurus zniósł Waszą wycieczkę? Nie obawialiście się, że w pewnym momencie na szlaku stwierdzi, że ma dość i zupełnie odmówi współpracy? W ogóle, spotykaliście jakichś innych wędrowców? Jak reagowali na psiaki, zwłaszcza tego biegającego luzem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taurus cały wyjazd zniósł całkiem dobrze, nawet zaskakująco dobrze :) Byliśmy przygotowani, że na niektóre wyprawy będziemy brać tylko Sensi, ale nie było takiej potrzeby. Porządna ilość snu, dzień przerwy dla łap i większa dawka karmy. Na trasie więcej przestojów i chwila dla Taurusa, żeby odespał. łapki mu kontrolowaliśmy, bo przy tej masie na kamieniach itp o uszkodzenie łatwo. Taurus za swoim panem pójdzie zawsze, niezależnie od zmęczenia czy stanu łap - przeszli razem nie jeden dogtrekking. To raczej my dbaliśmy o postoje, niż mieliśmy "przymusowe".

      Na tym szlaku nie było wielu ludzi. Taurus chodził bez smyczy, bo się słucha i nie łazi na boki. Ludzie zazwyczaj reagują pozytywnie, ale niezależnie od tego psy braliśmy na smycz widząc, że ktoś się zbliża.
      Nie każdy musi psy lubić.

      Usuń
  2. W tym roku po raz pierwszy byłem w Bieszczadach, z rodziną (żona była już wielokrotnie wcześniej). Jako, że mieliśmy ze sobą 4-kę dzieci (w tym najmłodszego 5-latka), a chcieliśmy się wspinać, postanowiliśmy rozpocząć od krótkiego wejścia na Jawornik zielonym szlakiem z Wetliny. Był to strzał w dziesiątkę. Dość strome podejście, ale wszyscy weszliśmy na szczyt. Później, gdy szliśmy dłuższymi szlakami, nic już nie było straszne, gdyż i podejścia nie były tak ciężkie (poza Wielką Rawką). Zeszliśmy żółtym szlakiem do Wetliny, aby pomoczyć nieco nogi w wysychającej w tegoroczne upały Wetlince. Mankamentem szlaku wiodącego na Jawornik jest dość mało ładnych widoków (las), ale zdecydowanie nie jest to szlak oblegany przez turystów (zaleta).

    OdpowiedzUsuń